czwartek, 28 sierpnia 2014

Przed slubem

Moj pierwszy Togolanski posilek skladal sie z ostrego sosu; w ktorym mozna znalezc doslownie wszystko, papki z manioku oraz slodkiego chlebao smak naszych rodzimych pyzow. Tego dnia postanowilismy wyruszyc do miasta. Oczywiscie pytamy sie jak daleka droga czeka nas; jesli chceny dotrzec na plaze. W odpowiedzi otrzymujemy 5 minut. Maszerujac waskimi uliczkami lawirujacmiedzy straganami, samochodami, wozkami z herbata oraz motorami przedzieramy sie przez miasto w poszukiwaniu upragnionego oceanu. Po 30 minutach docieramy do targu, gdzie zaopiekowal sienami barwny gosc o imieniu Rhasta Bubu. Sprzedaje on wszystko co zwiazane z kultura Afrykanska. Od pieknych malowidel, masek, naszyjnikow, bizuterii, podobra Afrykanska marihuane.
W koncu po polgodzinnych pertraktacjach oraz kolejnych 30 minutach marszu docieramy na plaze, ktora...
Okazala sie owiele czystsza niz sobie wyobrazalem. Choc w oddali widac bylo mnostwo statkow transportowych, to woda jest przyzwoicie czysta. Oczywiscienie zastanawiajac sie dluzej postanawiam wskoczyc do wody. Nie ma to jak chwila orzezwienia w oceanie... Dopiero pozniej dowiaduje sie;zewswystkie odpadk wraz z zanieczyszczeniami trafiaja prosto do wody, tuzprzy brzegu, a ludzie mieszkajacy na plazy wyprozniaja sie w piasku.
Nastepnego dnia wyruszamy na wschod Togo, najpierw do granicy z Beninem. tak naprawde nie mialem pojecia gdzie jedziemy. Skrecilismy naplaze, ale dlaczego akurat przy granicy i dlaczego przed wjazdemna plaze stoja uzbrojeni policjanci? Pytan sie mnozylo, a ujrzawszy na plazy mnostwo beczek toczonych przez dzieci nie dawaly mi spokoju. Odpowiedz na wszystkie pytania okazala sie bardziej zaskakujaca niz myslalem.
To co widzialem jest ogromnym przekretem, jakich wiele w Afryce. Otoz ludzie prostymi drewnianymi lodziami przedostaja sie droga morska na terytorium Nigerii, ktora jest jednym z najwiekszych producentow ropy naftowej na kontynencie Afrykanskim: Wydrazaja niewielkie dziury w odwiertach, przez ktore napelniaja beczki. Nastepnie te same beczki laduja na swoje proste lodzie i transportuja je na plaze w Togo. Lodzie nie przybijaja do brzegu, a beczki sa wyrzucane do wody, ktora sila fal wyrzuca beczki na brzeg. Nastepnie dzieci turlaja je przez plaze w strone drogi. Pokonuja posterunki po zeby uzbrojonych policjantow. Oczywiscie jest to nielegalne, ale rzad i policja czerpia na lapowkach ogromne zyski, a dzieki temu Togo ma tansze paliwo. Jest to odpowiedzna kolejne pytanie, dlaczego w Togo widzialem moze ze dwie stacje takich korporacji jak Shell. To jest Afryka, tu wszystko jest mozliwe bardiej niz nigdzie indziej.


 Nastepnie udalismy sie w miejsce jakiegos swietego kamienia. Nie mam pojecia jaka on ma dokladniemoc, ale za wejscie na teren sanktuarium trzeba zaplacic 10$. Nie dziekuje. Nie wierze w moc kamieni, no chyba ze chcesz nimi w kogos rzucic.
Drogi w Afryce oraz w Polsce mozna porownac do muzyki. Jadac Afrykanskimi drogami, ma sie wrazenie, ze dzwiek wydobywany przez podwozie jest taki spokojny, lajtowy. Natomiast jadac Polskimi drogami muzyka jest zblizona do dubstepu:.


piątek, 22 sierpnia 2014

Atak serca na pokladzie i pierwszy dzien w Afryce

    Lot nr 0971 Marokanskich linii lotniczych z Madrytu do Cassablanci okazal sie byc moim najgorszym w zyciu. Juz wchodzac na poklad samolotu czulem, ze cos jest nie tak. Maszyna wydawala sie duzo starsza ode mnie,a stewardessy strasznie nieprofesjonalne podajac zamrozone jedzenie. Gdy samolot wzbijal sie w powietrze z niepokojem patrzylem w strone ziemi, jakby mialby to byc moj ostatni lot. Calym pokladem trzeslo niemilosiernie,a jedyne co moglem zrobic bylo mocne trzymanie sie oparc fotela. Po okolo 20 minutach przez glosniki odezwal sie glos stewardessy z podniesionyn tonem i drzacym glosem probujac nie wpadac w panike. Kolejna stewardessa biegala po pokladzie raz w jedna,raz w druga strone. Ludzie siedzacy w samolocie nerwowo zaczeli zapinac pasy i obracac sie wkolo. Moj niepokuj rosl wraz z kazda uplywajaca sekunda, kiedy spogladalem na przerazonych pasazerow. W momencie, kiedy chcialem wstac samolot zaczal gwaltownie opadac w dol. Emocje siegnely zenitu, a ja nadal nie wiedzialem co jest grane. Postanowilem w koncu zapytac mezczyzny, ktory siedzial obok mnie co sie dzieje. Slabym angielskim wytlumaczyl mi, ze kapitan samolotu dostal ataku serca, a nerwowy ton w glosnikach byl zwiazany z pytaniem, czy na pokladzie jest lekarz. Wytlumaczenie Midiego wcale mnie nie uspokoilo. Bo jedyne co tak naprawde dostalismy, to strzepek informacji. Nadal nikt nie wiedzial,dlaczego tracimy wysokosc. Opadanie wydawalo sie nie miec konca, sytuacja przyprawiala mnie o mdlosci.
 W koncu wyladowalismy awaryjnie w Tangerze, a oklaski rozlegly sie po calym pokladzie dziekujac Bogu za bezpieczne sprowadzenie na ziemie. Kapitan statku z pomoca dwoch osob bezpiecznie zszedl po schodach prosto do ambulansu. Nigdy w zyciu podczas lotu samolotem nie mialem takiego strachu, a 3 godziny czekania na kolejego kapitana uswiadomily mnie w przekonaniu, ze zdecydowanym faworytem premieszczania sie po swiecie jest autostop.
 Na lotnisku w Cassablance dosiadl sie do mnie pewien Bialorusin, wracajacy wlasnie ze swojej polrocznej podrozy po Ameryce Poludniowej. Po dwoch miesiacach spedzonych w Brazylii poszedl do urzedu imigracyjnego, aby przedluzyc swoja wize. Policjant pracujacy pzed budynkiem poinformowal go, ze urzad jest niestety zamkniety, a na wize juz jest za pozno. Na pytanie Bialorusina co ma w takim razie zrobic, policjant z usmiechem oddajac mu paszport odpowiedzial: "nie wiem... Na przyklad poznac Brazylijke".
Lot z Cassablanci do Accry byl juz zdecydowanie bardziej spokojny, nawet udalo mi sie choc na chwile zdrzemnac na trzech fotelach, bo samolot zapelniony byl tylko w polowie. Jak sie olazalo Polacy, to nie jedyna nacja na swiecie, ktora klaszcze po wyladowaniu... Po przejsciu trzech kontroli bagazowych przemieszczalem sie szybkim krokiem nie mogac sie doczekac spotkania z Robertem. Niestety na lotnisku nie czekal na mnie nikt. Od razu zaopiekowala sie mna obsluga lotniska mowiac mi, zebym usiadl i cierpliwie poczekal, nie martwiac sie. Nietety nie mialem numeru ani Roberta i Yawy, wiec po godzinie zdecydowalem sie pojsc do kafejki internetowej w poczekalni, by sprobowac skontaktowac sie z nimi mailowo. Kiedy zdecydowalem sie jednak nie czekac dluzej i sprobowac autostopu po raz pierwszy w Afryce zauwazylem glosno rozmawiajacego z obsluga mezczyzne, ktory trzymal kartke z moim imieniem i nazwiskiem. 
 Oto moja pierwsza stycznosc z Afryka. Czas Afrykanski - nie bierz go nigdy doslownie. Jesli umawiasz sie z kims na konkretna godzine dodaj do niej czas oczekiwania 1-2 godzin. Trase z Accry do Lome mimo ogromnego zmeczenia pokonywalem w stanie totalnej ekstazy robiac zdjecia mrugnieciami oczu. To jednak byl tylko ppczatek. Wjezdzajac na autostrade na "bramkach" w moment wszystkie auta otaczane sa chmara dzieci sprzedajacych wszystko co moze sie przydac podczas drogi - gumy do zucia, chusteczki, papierosy oraz przekaski - miedzy innymi smazone robale. Piszac autostrada nie mialem na mysli takiej jakie sa u nas w Europie. Jedyne co ma wspolnego Afrykanska autostrada z Europejska, to droga dwupasmowa, choc pasy trzeba sobie wyobrazac w myslach. Autostrada jest zrobiona z beronowych plyt, ktore niestety czasem nie do konca lacza sie ze soba w 100 procentach powodujac czeste turbulencje. Najwyzsza predkosc jaka odnotowalem bylo 90km/h. Nic nie jest ogrodzone, wiec kazdy ma prawo wstepu i probe zatrzymania potencjalnego transportu. Uwaga! Raj dla autostopowiczow. Czas Afrykanski dal mi sie we znaki po raz kolejnyna granicy z Togo, gdzie mial na mnie czekac Santos pracujacy dla rodziny Yawy. Te 2 godziny czekania utwierdzily mnie w przekonaniu jak bardzo mentalnie jestem nieprzygotowany do tej podrozy. W momencie wysiadania z samochodu w moment zostalem otoczony przez nagabywaczy, ktorzy koniecznie chcieliby, abym wymienil pieniadze wlasnie u nich
 Nikt nie odpuszczal,nawet zebrajaca kobieta, ktora z reka wyciagnieta w moja strone stala na przeciwko przez 30 minut. Mialem przy sobie tylko $, ktore i tak na niewiele by sie jej przydaly. Ludzie widzac tutaj bialego czlowieka, widza worek z pieniedzmi, ogarnia ich jakis niesamowity szal, przestaja widziec czlowieka, widza pieniadze, czuja biznes. To jest to, do czego totalnie nie bylem przygotowany. Do tego, chociaz nie wiem jak bardzo bym chcial, nikomu i tak nie pomoge. Nie dam nikomu pieniedzy, jedyne co moge im ofiarowac, to wlasna osoba oraz spojrzenie na swiat, ktorego prawdopodobnie nigdy nie zaznaja. Smutne jest to, ze wlasnie tu, w Afryce najbardziej widoczne jest to,ze pieniadz rzadzi swiatem. Tak, dochodze do takiej smutnej konkluzji. Nie da sie tego zmienic. Ludzie pracujacy w hostelu,w ktorym spie nie sa mili dla mnie dlatego, ze chca byc mili. Kazdy pzesciga sie miedzy soba, zeby zostac zauwazonym, zapamietanym, a nastepnie docenionym w momencie wyjazdu.  

środa, 13 sierpnia 2014

5 - 12 sierpnia . Trasa Poznan - Madryt

 Gdy po transporcie w strone Berlina spedzam noc na stacji tuz za polsko-niemiecka granica wstaje o godzinie 7:00 myslac tylko, zeby jak najszybciej dostac sie do granicy z Francja. Ruszam wiec na proponowana stacje Michtendorf, z ktorej latwiej zlapac stopa do Norymbergii.
Jade z kierowca, ktory opowiada taka oto historie:
"1 maj - koncowka zimnej wojny, a nad Moskwa pojawia sie obiekt, ktory ciezko zidentyfikowac obslugujacym radary. Sasza, ktory tego dnia patrzyl w monitory z niepokojem zglasza ten fakt swojemu dowodcy Wladimirowi. Ten stwierdza, ze po prostu zbyt malo wypil i niech da mu spokoj, zwlaszcza, ze niebawem odbedzie sie wielki pochod na Placu Czerwonym.
W tym samym czasie 19 letni Matchias, ktory ruszyl wypozyczona awionetka z Hamburga, lecac nisko nad Baltykiem postanawia osmieszyc caly rosyjski system obronny. Laduje na Placu Czerwonym bez zadnego problemu.
Tego dnia polecialy glowy na wysokich szczeblach rzadzacych wtedy na Kremlu. Po tym wydarzeniu dopiero 4 lata temu wznowiono ruch lotniczy nad sama Moskwa. Zabroniono latania nawet smiglowcom".

Gdy dojezdzam do stacji w okolicach Norymbergii obok tira, z ktorego wysiadam stoi tak zwana chlodnia, niestety jadaca w podwojnej obsadzie. Artur oraz Jacek jak sie okazuje jada w te sama strone, w ktora zmierzam. Gdy jednak pytam postanawiaja z przyjemnoscia mnie zabrac, a na koncu stwierdzaja, ze i tak jada do Madrytu!
W ten sposob do granicy z Hiszpania w La Janquenie docieram w 38h*
*La Janquera - miasto seksu i biznesu. Chcesz cos zalatwic? Jedziesz tam. Chcesz cos kupic taniej? Jedziesz do La Janquery. Chcesz sie zabawic? Dokladnie to samo. Tu spotykaja sie dwie nacje - Hiszpanie i Francuzi. Ci drudzy chca kupic alkohol i papierosy taniej, lub zabawic sie po Hiszpansku, a Ci pierwsi chca oczywiscie cos zarobic i... Po prostu zabawic sie z Francuzkami. Okolo godziny 19:00 na droge wychodza prostytutki z Rumunii, Bulgarii i Polskizachecajac kierowcow ciezarowek do wspolnej zabawy. Raj dla drobnych zlodziei i oszustow.
Po 11 godzinach pauzy wraz z Jackiem i Arturem ruszamy w strone Madrytu (tym samym zlapalem swojego najdluzszego stopa okolo - 2000 kilometrow jednym transportem).
Podczas trasy Jacek opowiada mi historie dotyczaca postaci wielkich bykow, ktore stoja w calej Hiszpanii przy drogach. Otoz w laqtach 80tych XX wieku cala Hiszpania zawalona byla bilboardami, reklamowymi banerami. Jedna z nich stawial slynny producent brandy. Postacie bykow stawaly sie coraz wieksze i wieksze, az do dzisiejszych rozmiarow. W pewnym momencie rzad Hiszpanski postanowil zrobic porzadek z zasmiecajacymi krajobraz reklamami. Postanowiono usunac wszystkie reklamy. Spoleczenstwo oburzone jednak decyzja usuniecia z drog wrecz ich jednego z symboli narodowych nie pozwolilo na to i byki stoja po dzis dzien. Z bilboardow usunieto tylko nazwe brandy.
Kiedy po 2 dniach spedzonych na stacji okolo 100km od Madrytu postanawiam po raz kolejny wystawic kciuk. Po 30 minutach zatrzymuje sie Hector, wracajacy wlasnie z lasu, w ktorym spedzil 12 dni.Slyszac o mojej podrozy od razu zaprasza mnie do swojego domu w Madrycie. W rytmie muzyki Niny Simone wymieniamy sie swoimi pogladami na swiat.
Hector jest trenerem medytacji, ale takze kung-fu, choc sam mowi, ze w jego naukach nie ma mistrzow ani religii. Codziennie medytuje przynajmniej 2h, lecz gdy wyrusza do lasu, kiedy nie ma kontaktu absolutnie z nikim potrafi medytowac nawet 6 godzin.
Hector obiecal mi, ze przyblizy mi po krotce techniki medytacyjne, ktore pozwola zachowac mi spokoj duszy podczas wedrowki po Afryce. Idziemy takze do pobliskiego lasu, gdzie ucze sie tutejszej sztuki przetrwania. Pozniej w ogrodzie poznaje jego zolwie oraz kota Adolfa, ktory nie zyczy sobie dotyku ze strony obcych osob (podobno jest rasista).











Madryt- Na pierwszy rzut oka wydaje sie byc strasznie brudnym i zasmieconym miastem. Jednak wchodzac coraz bardziej w glab starego miasta zdecydowanie zmieniam swoje zdanie. Lata okradania Poludniowoamerykanski bogactw ma swoje odzwierciedlenie w bogato zdobionych kamienicach.
Miasto jest schludne, a ulice zwykle po okolo 200 metrach koncza sie skwerami z bujna roslinnoscia.
Choc upal doskwieraq, to zawsze jest sie gdzie schowac w cieniu pod drzewem.

Madryt pelen jest osob o roznych osobowosciach, nacjach, wyznaniach, lecz wszyscy zachowuja sie podobnie. Na wejsciu otrzyma sie serdeczne "Hola!" od ekspedientki, ktora zawsze ze szczerym usmiechem jest skora do pomocy. Gdy usiadziesz na schodach  zawsze, z ktorejs strony uslyszysz cyganska muzyke. Nawet oni tutaj nie wydaja sie byc tak ordynarni i prostaccy jak u nas.