środa, 26 sierpnia 2015

ja - nielegalny imigrant w Senegalu

Celnik wertując mój paszport w poszukiwaniu Senegalskiej wizy robi coraz groźniejszą minę pytając o nią wyraźnie i tak zdecydowanie jak wystrzał z kałasznikowa zawieszonego na jego lewym ramieniu. Zaczynam zastanawiać się nad słusznością decyzji którą podjąłem.
Miałem trzy możliwości wyjechania z Senegalu i kontynuowania mojej podróży na północ:
1. Obejście strażnicy i przeskoczenie przez płot, gdzie czekałby na mnie prom na rzece Senegal pozwalający przekroczyć granicę z Mauretanią.
2. Pójście do miasteczka, skąd za 5000 CFA (10$) mógłbym nielegalnie przekroczyć granicę w innym miejscu na rzece.
3. Pójście na żywioł i liczenie na to, że celnicy nie zauważą białego podróżnika przechodzącego obok ich budki strażniczej (swoją drogą co ja sobie myślałem. Groziło mi zatęchłe, Senegalskie więzienie - biały wśród setek czarnoskórych zwyrodnialców, a ja po prostu pomyślałem sobie, że tak sobie przejdę i nie zauważą mojej zarośniętej białej twarzy na tle ciemnej jak smoła karnacji innych ludzi chcących przekroczyć granicę).
Wybrałem co wybrałem, miałem przeczucie… Do tej pory mnie nie myliło. Jednak, kiedy celnik patrzył na mnie i ostrzeliwując coraz to groźniejszymi słowami w pewnym momencie zawołał swojego kolegę. Ten wstając ze swojego fotela bujanego zgasił papierosa na ziemi robiąc to bardzo powoli. (Serio… wyglądało to jak scena z jakiegoś czarnego westernu). Celnik wstał i nagle okazało się, że ma prawie dwa metry. Na pewno nie byłem pierwszym jego przypadkiem nielegalnego przekraczania granicy – miał siwe włosy oraz brodę. Przekrwione oczy ukazywały wyraźne zmęczenie słońcem oraz pyłem unoszonym przez wiatr z suchego jak pieprz gruntu.
- gdzie jest wiza?
- nie mam
- dlaczego?
- zaczynam śpiewać swoją opowiastkę o tym jak przysnęło mi się na przejściu między Mali a Senegalem, jak bardzo jest mi przykro… Śpiewałem to jak członek kościelnego chóru chłopięcego. mogłem mówić w sumie tak bez końca, jednak ten w pewnym momencie mi przerwał i bez żadnych emocji na twarzy powiedział baaardzo pooowoli:
- Nie wolno jeździć po Senegalu bez wizy… (mówiąc to wyobrażałem sobie… Zresztą nie ważne co sobie wyobrażałem – po prostu k*rewsko się bałem)
On jednak wręcza mi paszport do ręki i mówi… (nigdy tego nie zapomnę) „żeby było mi to ostatni raz!”