niedziela, 7 grudnia 2014

Pobyt w seminarium dla pastorów (Malaria po raz drugi).

Kierowca wysadza mnie w miejscu, gdzie wydaje się, że wszystkie drogi się rozdzielają, każda w inną stronę świata. Oto obwodnica Wagadugu. Wow! Cóż za zaskoczenie, szczypta zachodu w Afrykańskim klimacie. Kierowcy wręczam kartkę, z magicznymi słowami po francusku, że jestem studentem z Polski, aby upewnić się, że nie zażąda opłaty ode mnie, a ten po przeczytaniu zmieszany sięga do portfela i wręcza mi 5000CFA (10$)… Wspaniały gest, lecz aż tak biedny nie jestem, komuś bardziej przydadzą się te pieniądze.
Czym bardziej na północ tym łatwiej ze stopem i więcej życzliwych ludzi. Zmierzałem do centrum , aby znaleźć jakieś bezpieczne lokum. Przechodząc obok ogrodzonego terenu zauważam odrobinę zieleni. Nie zaszkodzi zapytać o miejsce na rozstawienie namiotu. To najlepsza decyzja jaką mogłem podjąć. Słońce grzało, a ze mnie pot lał się strumieniami. Zgubiłem swoją chustę na głowę, dlatego dłuższe przebywanie na słońcu może okazać się przynajmniej niebezpieczne, dla mojej „białej”, delikatnej główki.
Miejsce, do którego dotarłem okazało się… Seminarium dla pastorów, a praktycznie każdy posługiwał się językiem angielskim. Zatem od razu zostałem przyjęty posiłkiem , oraz bezpiecznym miejscem pod dachem, gdzie mogłem rozłożyć namiot. Prezydent seminarium oraz jednocześnie główny przedstawiciel kościoła, który reprezentował, to ciekawa osobistość. Urodził się w małej wiosce, gdzie jego rodzice praktykowali religię animistyczną, jego ojciec był szamanem. Do szkoły miał jakieś 14 kilometrów, więc jego rodzice wysłali go do wuja, który mieszkał zaledwie 6 kilometrów od szkoły (codziennie musiał chodzić pieszo). Wuj był muzułmaninem, więc musiał zacząć praktykować tą religię, by w weekendy wracać do rodziny oraz animizmu. W wieku 18 lat Ojciec Etienne przystąpił do szkoły katolickiej, gdzie przyjął wiarę chrześcijańską. Jak opowiada w pewnym momencie skierował pytanie w górę kto tak naprawdę tam jest i czyje słowa są tymi od prawdziwego Boga. Następnego dnia dostał odpowiedź, żeby czytać Biblię i wierzyć w Jezusa Chrystusa . Od tamtej pory nie rozstaje się z Biblią na krok. 
Dzień po przybyciu ojcowie zabierają mnie do ambasady Mali, gdzie wizę na 3 miesiące dostaję po 2 godzinach. Chcę ruszyć dalej  następnego dnia, lecz… Od rana nie czuję się najlepiej, a termometr który posiadam od pobytu w szpitalu w Lome wskazuje co godzinę wyższą temperaturę. Moje ruchy spowalniają, tak jakby rzeczywistość była filmem, przy którym ktoś bawił się tempem projekcji. To ona, koszmarna dama powróciła – malaria. Na szczęście znając objawy typowe dla tej choroby mogę ją natychmiast rozpoznać i w odpowiedni sposób z nią walczyć. Kupuję lek, biorę pierwszą partię i zasypiam po solidnej dawce paracetamolu. Koszmary targają sen przez cały dzień. Do północy, kiedy niebo nad Wagadugu przecinają błyskawice i leje ulewny deszcz jest już po wszystkim. Lek zrobił swoje. Temperatura opadła, a ja mogę ze spokojem patrzeć na następny dzień. Malaria ma to do siebie, że mimo wszystko osłabia organizm na kolejne 3 dni. Masz szczęście jeśli możesz wstać do toalety. Ojcowie przez najbliższe dni opiekują się mną, przynosząc posiłki do namiotu. Na szczęście w przeciwieństwie do ostatniego ataku choroby apetyt mi dopisuje.
W międzyczasie uczestniczę w kilku bardzo żywiołowych mszach. Wrażenie robi to niesamowite: ponad setka osób donośnym głosem wykrzykuje prośby skierowane do Boga, każdy po swojemu powodując niesamowity, wręcz ogłuszający harmider. Modlitwy przeplatane są śpiewami, w których uczestniczą wszyscy, tańcząc do rytmu wesołych religijnych pieśni. Ojciec Etienne prowadząc w pewnym momencie zaskakuje modlitwą w bliżej nieokreślonym języku. Na samym początku pomyślałem że to łacina, jednak było to coś zupełnie innego. Również ojciec Thoma nie potrafił przetłumaczyć mi tego co powiedział ojciec Etienne, bo nie był to również żaden z lokalnych języków plemiennych. On sam po całym nabożeństwie postanowił wytłumaczyć mi, że ich odłam religii wierzy, że Duch Święty w każdej chwili może wstąpić w każdego z nas i przemówić w języku nawet wymarłym. Może się to wydarzyć w każdej chwili, a częstotliwość zależy od siły wiary. Na pytanie co powiedział podczas modlitwy sam nie potrafił tego wytłumaczyć „zacznij czytać Biblię, a zrozumiesz”. No cóż… Opisuję, to co widzę, a nie ukrywam, że samo wydarzenie wyglądało bardziej jak ujęcie z horroru o egzorcyzmach niż zwykła nudna msza.