wtorek, 8 lipca 2014

A wszystko zaczęło się od...

African Smile – projekt wyprawy do Afryki. Niewiele osób wie, że wszystko zaczęło się od... Polskiej wódki. Posłuchajcie…

Cztery lata temu w samolocie lecąc do Stanów poznałem pewnego bardzo sympatycznego Kenijczyka. Popijając szampan stwierdził, że jeszcze nigdy nie próbował Polskiej wódki. Zaprosił mnie i moją koleżankę, z którą podróżowałem do swojego domu w Bostonie po zakończeniu pracy na campie. Stwierdził, że będziemy pili Polską wódkę. Na tą okazję specjalnie nabył butelkę marki o nazwie jednego z naszych najznamienitszych władców reklamowaną w Stanach przez Bruc'a Willisa, który podnosi prestiż picia alkoholu o wysokim stężeniu.
Po uprzednim ugoszczeniu nas w iście królewskim stylu, Robert w pewnym momencie odważnie wyciągnął kieliszki o pojemności 50ml. Jego niezwykłe chęci rywalizowania z Polakami w piciu totalnie przyćmiły realizm. Kiedy z uśmiechem wspólnie we trójkę wznosiliśmy toast za nową przyjaźń on nie zdawał sobie sprawy z tego, że za niewiele ponad 20 minut będzie spał w swoim łóżku. My we dwójkę grzecznie wierzyliśmy jego słowom, że wyjątkowo jest dziś zmęczony.
Następnego dnia zgodnie z Polską tradycją zaprosiliśmy Roberta do odwiedzenia naszej ojczyzny. A zwłaszcza (ponieważ Robert jest wielkim fanem piłki nożnej) podczas zbliżających się wtedy mistrzostw Europy. Oczywiście nikt do końca nie wierzy w to, że napotkany przez Ciebie przypadkowo obcokrajowiec, a zwłaszcza Afrykanin przyjedzie do takiej Polski, która ma (według wielu) o wiele mniej do zaoferowania turystycznie w porównaniu z Francją, Włochami, czy Hiszpanią.
Kilka miesięcy przed rozpoczęciem mistrzostw doznałem wielkiego szoku. Robert potwierdził swoją obecność i w dodatku polecił mi zakup biletu na jeden z meczy.
Po dwóch tygodniach wspólnej podróży (Warszawa – Gdańsk – Poznań – Wrocław) Robert zachwycony naszym pięknym krajem wyleciał  z powrotem do swojego domu w Bostonie. Podobno najbardziej przypadły mu do gustu Polskie pierogi, które jak twierdził śniły mu się po nocach jeszcze przez kolejne pół roku*.
Minęły dwa lata od jego wizyty a Robert zdążył wziąć ślub cywilny ze swoją narzeczoną oraz zostać ojcem małej Wandzi. Pewnego dnia zajrzałem do swojej skrzynki pocztowej, w której znalazłem zaproszenie na wesele Roberta i Yawy w Togo (ojczyźnie narzeczonej). I w takich przypadkach (podróżnicy wiedzą o co chodzi J) następuje wielki mętlik w głowie. Mnóstwo pomysłów i euforia związana z pretekstem do odbycia kolejnej podróży i być może przeżycia wspaniałej przygody.


*Jestem Wam winien wyjaśnienie. Jeśli ktokolwiek był w znanej Wrocławskiej pierogarni wie, że zamówienie i zjedzenie dużej porcji pięciu piecuchów graniczy niemal z cudem. Jednak Robert nie słuchał naszych zaleceń i zamówił 3 małe porcje (po 3 piecuchy). Sny, które męczyły go przez następne pół roku były koszmarami.

1 komentarz: