African Smile – projekt wyprawy do Afryki. Niewiele osób
wie, że wszystko zaczęło się od... Polskiej wódki. Posłuchajcie…
Cztery lata temu w samolocie lecąc do Stanów poznałem
pewnego bardzo sympatycznego Kenijczyka. Popijając szampan stwierdził, że jeszcze
nigdy nie próbował Polskiej wódki. Zaprosił mnie i moją koleżankę, z którą
podróżowałem do swojego domu w Bostonie po zakończeniu pracy na campie. Stwierdził,
że będziemy pili Polską wódkę. Na tą okazję specjalnie nabył butelkę marki o
nazwie jednego z naszych najznamienitszych władców reklamowaną w Stanach przez
Bruc'a Willisa, który podnosi prestiż picia alkoholu o wysokim stężeniu.
Po uprzednim ugoszczeniu nas w iście królewskim stylu, Robert
w pewnym momencie odważnie wyciągnął kieliszki o pojemności 50ml. Jego niezwykłe
chęci rywalizowania z Polakami w piciu totalnie przyćmiły realizm. Kiedy z
uśmiechem wspólnie we trójkę wznosiliśmy toast za nową przyjaźń on nie zdawał
sobie sprawy z tego, że za niewiele ponad 20 minut będzie spał w swoim łóżku.
My we dwójkę grzecznie wierzyliśmy jego słowom, że wyjątkowo jest dziś zmęczony.
Następnego dnia zgodnie z Polską tradycją zaprosiliśmy
Roberta do odwiedzenia naszej ojczyzny. A zwłaszcza (ponieważ Robert jest
wielkim fanem piłki nożnej) podczas zbliżających się wtedy mistrzostw Europy.
Oczywiście nikt do końca nie wierzy w to, że napotkany przez Ciebie przypadkowo
obcokrajowiec, a zwłaszcza Afrykanin przyjedzie do takiej Polski, która ma
(według wielu) o wiele mniej do zaoferowania turystycznie w porównaniu z Francją,
Włochami, czy Hiszpanią.
Kilka miesięcy przed rozpoczęciem mistrzostw doznałem
wielkiego szoku. Robert potwierdził swoją obecność i w dodatku polecił mi zakup
biletu na jeden z meczy.
Po dwóch tygodniach wspólnej podróży (Warszawa – Gdańsk –
Poznań – Wrocław) Robert zachwycony naszym pięknym krajem wyleciał z powrotem do swojego domu w Bostonie.
Podobno najbardziej przypadły mu do gustu Polskie pierogi, które jak twierdził
śniły mu się po nocach jeszcze przez kolejne pół roku*.
Minęły dwa lata od jego wizyty a Robert zdążył wziąć ślub
cywilny ze swoją narzeczoną oraz zostać ojcem małej Wandzi. Pewnego dnia
zajrzałem do swojej skrzynki pocztowej, w której znalazłem zaproszenie na
wesele Roberta i Yawy w Togo (ojczyźnie narzeczonej). I w takich przypadkach
(podróżnicy wiedzą o co chodzi J)
następuje wielki mętlik w głowie. Mnóstwo pomysłów i euforia związana z
pretekstem do odbycia kolejnej podróży i być może przeżycia wspaniałej
przygody.
*Jestem Wam winien wyjaśnienie. Jeśli ktokolwiek był w
znanej Wrocławskiej pierogarni wie, że zamówienie i zjedzenie dużej porcji
pięciu piecuchów graniczy niemal z cudem. Jednak Robert nie słuchał naszych
zaleceń i zamówił 3 małe porcje (po 3 piecuchy). Sny, które męczyły go przez
następne pół roku były koszmarami.
Super sprawa, trzymam kciuki! :)
OdpowiedzUsuń